Marzec snuł się, wydreptany ścieżkami znanymi w tę i z powrotem. Bez szału, bez wycieczek, głównie przed komputerem. Pracowałam równocześnie nad trzema projektami. Tylko jeden dobił do brzegu, a reszta dryfuje powoli.
To nie był mój miesiąc, ale pisząc miękkie lądowanie widzę, że nie zasłużył na srogą ocenę. Płynnie przeszedł w kwiecień, w którym piszę ten tekst. Spacery i wieczory urozmaicałam sobie czytaniem książek, słuchaniem podkastów i wspaniałej muzyki. I przede wszystkim tym dobrem chcę się z Wami podzielić w dzisiejszym wpisie.
No i last but not least to w marcu SKOŃCZYŁAM JARZĘBINOWY SWETER! Wygląda wybornie. Nosi się jeszcze lepiej. Sama w to trochę nie wierzę, ale przecież od zawsze czułam, że robienie na drutach leży blisko magicznych mocy. O swetrze napiszę więcej na końcu. Bo miękkie lądowanie zobowiązuje.
![miękkie lądawanie w marcu 24 miękkie lądowanie 2024](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/miekkie-ladawanie-w-marcu-24.jpg)
17 MARCA, CZYLI DZIEŃ ŚW. PATRYKA. LOKALNIE I SYMPATYCZNIE.
Duże święto, które Irlandczycy celebrują zielonymi strojami, dniem wolnym od pracy, paradami i piciem. Dzień wolny od pracy miał mój mąż, córka wolne w szkole, ja skusiłam się w tym roku na paradę.
Pierwsza od 50 lat parada w naszym małym miasteczku była sympatyczna. Przyznam, spodziewałam się czegoś trochę bardziej doniosłego. Głośnej muzyki i lokalnej orkiestry, a obejrzałam swobodne i radosne przejście lokalnych organizacji, od szkół, przez kluby sportowe, po naszą śmieciarkę i mały, ale robiący całkiem niezłe wrażenie pułk (?) marines. Było radośnie, zielono, swobodnie i nawet świeciło słońce. Grzechem byłoby prosić o więcej, choć nic więcej już nie mam do napisania na ten temat.
![parada św. Patryka w Irlandii parada św. Patryka marzec 2024](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/parada-sw.-Patryka-w-Irlandii.jpg)
![w dzień św. Patryka w Irlandii](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/w-dzien-sw.-Patryka-w-Irlandii.jpg)
DWA NOWE ODCINKI PODKASTU W ZWIĄZKU Z ŻYCIEM. YEY!
Niby w tym marcu było mi smętnie i bez szału, ale przecież nie do końca. Marzec był też dla mnie przełomowy. Po siedmiomiesięcznej przerwie stworzyłam i wydałam twórczo na świat aż dwa nowe odcinki podkastu W związku z życiem. Uznaję to za duży sukces. Osobiście nie odczułam, aż tak bardzo upływu czasu pomiędzy odcinkiem 109, a 110, ale algorytmy są bez serca i wiedzą swoje. Bramy szerokich zasięgów są poza tymi odcinkami (narazie). Ale te dwie podkastowe rozmowy to naprawdę dobra rozrywka z intelektualnym przytupem. Wiem to od Słuchaczek, które z radością je przyjęły. Każda z tych rozmów jest zupełnie inna, ale na każdą zapraszam bardzo serdecznie.
KOLEJNA STRONA I NOWY PODKAST (A W ZASADZIE DWA).
Poza tym „na zapleczu”, dzień po dniu pracowałam nad dwoma nowymi, dużymi projektami. Być może za dużymi, aby je wszystkie zmieścić w grafiku, ale w marcu po prostu nie mogłam sobie odmówić. Jak ogarnę to wszystko w kwietniu? Nie wiem. Być może będę musiała z czegoś zrezygnować. Ale jedno jest pewne - w tym roku moim słowem przewodnim jest DZIAŁAM. Mam ochotę zrealizować pomysły, które już za długo siedzą w mojej głowie. Jak przystało na marzenia są zbyt ogólne i za zbyt optymistyczne. Ich realizacja wymaga m a s ę pracy. Ale narazie nie tracę nadziei i wierzę, że przynajmniej o jednym z tych projektów będę mogła napisać za niecały miesiąc - w kwietniowym miękkim lądowaniu. Stay tuned i trzymaj kciuki.
CZAS NA POLECENIA. ZACZNIJMY OD PODKASTÓW.
Spacery do szkoły miały te plusy, że słuchałam dobrych podkastów, a wieczorami robiąc na drutach oglądałam YouTube'y. Wszystkiego nie wymienię, ale polecę Waszej uwadze trzy świetne rozmowy.
WYWIAD Z MICHELLE OBAMA W PODKAŚCIE ON PURPOSE (Z 8 STYCZNIA 2024)
Relatywnie świeży, ciekawy, aktualny, całkiem szczery, momentami zabawny. Najbardziej ciekawy był dla mnie wątek związany z relacjami - z przyjaciółmi i mężem. Dużo realizmu jest w tym, o czym opowiada Michelle Obama. Jak zawsze jest i osobiście i z klasą, za co ogromnie ją podziwiam. Nieoczywista rozmowa. Jedynym minusem był prowadzący, ale tylko momentami.
WYWIAD Z KATARZYNĄ BONDĄ U ŻURNALISTY (Z 17 LUTEGO 2024 PT. WYSZŁABYM ZA MROZA)
Mam słabość do wywiadów z Kasią Bondą, choć z jej książek czytałam tylko „Maszynę do pisania”. Długa, szczera, momentami zabawna rozmowa. Dużo arcyciekawych wątków - o życiu, relacjach z mężczyznami i z córką, o pisaniu. Słucha się jak dobrej biografii. Bonda jest silną, świadomą siebie kobietą i potrafi opowiadać! Znowu mały minus dla prowadzącego (choć w tym duecie nie jest źle, mocni goście służą Żurnaliście). Napewno plus za długość rozmowy i wybór tematów!
DIDASKALIA - ROZMOWA Z JERZYM MARKIEM NOWAKOWSKIM
Coś zupełnie z innej beczki, może lepiej napisać z innej bańki, ale tym bardziej Wam polecam! Gość programu ma ogromną, zdobywaną latami i popartą doświadczeniem wiedzę na temat Rosji. Ta rozmowa to ciekawa analiza obecnej sytuacji w Polsce i na świecie. Długa, wyczerpująca rozmowa. Właśnie za wybór gości i tematów oraz czas na rozmowę lubię kanał Didaskalia. Trochę ma ta rozmowa posępny nastrój, ale myślę, że warto czasem posłuchać dobrych, przemyślanych analiz od osób, które mają doświadczenie. Mam wrażenie, że to nie są czasy, w których możemy zupełnie odciąć się od polityki. Tym bardziej polecam kanały, w których jest czas i miejsce na ciekawą, wnikliwą rozmowę, a nie tylko na clickbajtowe nagłówki (choć nawet Didaskalia muszą się nimi posiłkować na YouTube, ale nie przejmujcie się tym!). Mocno zachęcam.
![książki przeczytane w marcu marzec 2024 dużo czytania](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/ksiazki-przeczytane-w-marcu.jpg)
POLECAM KSIĄŻKI!
Tak jak już pisałam, marzec snuł się, a za tym snuciem dość smętnie podążał mój nastrój. Zauważyłam, że im mam gorszy czas, tym więcej czytam. A może tak mi się tylko zdaje i tak naprawdę ten miesiąc był czytelniczo owocny dzięki abonamentowi w Legimi. W końcu mogę czytać książki z mojej długiej listy, jedną po drugiej, nie zastanawiając się w nieskończoność co kupić i czy będzie warto. Po prostu sięgam po nową książkę i czytam.
W marcu przeczytałam aż trzy książki. Jedną powieść (bestsellerowe „Anomalia”) i dwa zbiory opowiadań. Po przeczytaniu od razu napisałam recenzje, do których Was odsyłam. Z tych trzech książek ostatnia najbardziej skradła moje serce. “Przez błękitne pola” Claire Keegan, skończyłam czytać w kwietniu. To książka wyjątkowa. Recenzja pojawi się na blogu na dniach, ale po co na nią czekać, skoro można już sięgać po książkę i delektować się tym, co napisała Irlandka?
NA DESER - MUZYKA, KTÓRA KOI I UNOSI PONAD MAŁE POTKNIĘCIA.
Noszę w sobie ostatnio gorzką, lekko sączącą się złość na to, że wspaniałe dzieła, przy których naprawdę można dostać skrzydeł są tak mało znane i nie niosą się z takim impetem jak na przykład zdjęcia pupy Kim K.
Pracowałam w marketingu wiele lat, a jednak nie umiem wyleczyć się z idealizmu, który co jakiś czas każe mi zadawać to niby głupie pytanie - dlaczego tak trudno przebić się z czymś, co jest mniej krzykliwe niż Beyonce obsypana cekinami, siedząca na mechanicznym koniu made by jakiś tam znany dom mody. I nie mam nic do Beyonce, ale wiecie - nie samym show żyje człowiek. Głośne afery i skandale to dla mnie ta sama kategoria. Przecież w codziennym życiu doświadczamy masy subtelnych emocji, którym także przydałoby się dobre towarzystwo sztuki, w odpowiedniej, wysublimowanej skali. Czymś takim jest właśnie płyta “Szymborska - zachwyt i rozpacz” OS.SO, która ukoiła mnie w marcu.
Marcowe snucie zaprowadziło mnie intuicyjnie do tego, co jako nastolatka kochałam najbardziej, czyli słuchania muzyki. NIe mogę zrozumieć, jak to się stało, że pomimo dużego entuzjazmu, braku etatu i gromady dzieci, miękkich bluz w szafie i ogólnie młodzieńczego wyglądu i tak wpadałam w sidła zdziadzienia i na lata przestałam słuchać muzyki. Takiego regularnego słuchania, które towarzyszyło mi w życiu, kiedy np. byłam w liceum. I wiem, że nie było aż tak dramatycznie przez te lata (w końcu - kto był na festiwalu muzycznym po raz pierwszy po trzydziestce). Ale jednak w marcu przypomniałam sobie jak dobrze jest tak po prostu trochę poleżeć i posłuchać i dosłownie dać się nieść dźwiękom tak pięknym, że aż trudno je opisać.
Jak na ironię! Bo przecież jako nastolatka nie miałam pojęcia, że tuż za rogiem czai się era YouTube, szybkiego internetu na każdą kieszeń i słuchawek bose, na które będzie mnie stać. Ale w końcu - nadrabiam.
Wiem, że piękna muzyka, to pojęcie jeszcze bardziej względne niż świetna książka. Ale jednak, mam przeczucie, że ktoś może skorzystać na tym wpisie, tak jak ja skorzystałam słuchając w grudniu wywiadu w Raporcie o książkach (który zresztą też polecam!) o projekcie, w którym Zuzanna Ossowska przygotowała aranżacje muzyczne do wybranych tekstów Wisławy Szymborskiej. Brzmi prosto, ale zapewniam Was - ta muzyka to czyta poezja. Zachwyca i zaskakuje.Zainteresowane osoby odsyłam na YouTube, dodając tylko, że zakochałam się najbardziej w piosence “Niebo”.
Muzyczną wisienką na torcie okazała się też nowa piosenka (a to jeszcze nie hymn!) z okazji 15-nasto lecia Męskiego Grania. Ogromny plus za teledysk. Oryginalnie, ale z odrobiną sentymentu. Mnie kupili, jestem ciekawa Waszych wrażeń?
![muzyka, praca i szarlotka Praca, muzyka i szarlotka](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/muzyka-praca-i-szarlotka.jpg)
JARZĘBINOWY SWETER, CZYLI MIĘKKIE LĄDOWANIE HELL YEAH!
I na koniec obiecane miękkie lądowanie czyli kilka zdań, choć moim zdaniem zdjęcia mówią wszystko! Z jarzębinowego swetra jestem zadowolona w 100%. Takie projekty chcę robić. Choć przyznam, że już po zakończeniu wpadałam w drutowy niebyt i do dziś nie mogę zabrać się za nowy projekt. Za dużo pomysłów. Próbuję wykorzystać ten czas pomiędzy nauką robienia na szydełku.
Jarzębinowy sweter nosi się wybornie. Wełna peer gynt mnie nie gryzie (choć mojego męża zapewne by zjadła w całości 😉 ). Wzór od petite knit na “Louvre sweater” sprawdził się świetnie. Więcej napiszę o nim w osobnym wpisie (mam nadzieję). Zostawiam Was ze zdjęciami i zachętą, aby spróbować. Jeszcze dwa lata temu polowałam na wełniane swetry w promocji, a dziś jeśli już zaglądam w te rejony sklepów, to tylko po inspiracje. To się nazywa postęp i poczucie sprawczości. Bezcenne, jak własnoręcznie zrobiony sweter (który kosztował mnie 340 zł za wełnę + 35 zł za wzór+ 1,5 miesiąca pracy).
TYM MIĘKKIM AKCENTEM KOŃCZĘ PODSUMOWANIE MARCA.
Jestem ciekawa, jak Ty skorzystałaś z tego minionego czasu? Dobrego marca nam życzę, niech będzie to miesiąc miękki, ale energetyczny, jak ten mój jarzębinowy sweter!
![Louvre sweater by petite knit Louvre sweater by petite knit](https://agapiekarska.pl/wp-content/uploads/2024/04/Louvre-sweater-by-petite-knit.jpg)
Zostaw Komentarz