Jest taka sprytna funkcja przy dodawaniu nowego postu na blogu. Można wybrać dowolną datę publikacji (także wstecz). Przyznam, że kusiło mnie przez chwilę, aby podsumowanie miało swoją piękną datę końcówki 2023 roku… ale prawda jest taka, że piszę je 22 stycznia 2024 roku. Mam jednak ogromną nadzieję, że wyczytasz w nim nie tylko skrupulatne zapiski z mojego kalendarza, ale przede wszystkim tekst, który zainspiruje cię do czytania lub własnych podsumowań.
Mój czytelniczy rok 2023 w skrócie? 17 PRZECZYTANYCH KSIĄŻEK
Nie porównuję tej liczby z zawrotną liczbą książek czytanych przez moje ulubione bookstagramerki. Nie wiem jak one to robią i pewnie nigdy się nie dowiem. Nie mam żalu, naprawdę. Moja liczba nie bierze się z nikąd. Nie czytam na ilość, tylko dla przyjemności. Wybieram zazwyczaj książki wymagające skupienia, dające do myślenia, więc siłą rzeczy nie połykam ich w 1 dzień. No i mam dużo innych rozrywek. Robię na drutach, co zabiera sporo czasu. Nie mówiąc o scrolowaniu Instagrama, które pożera ogromną liczbę godzin dziennie… Ale do tego wątku jeszcze za chwilę wrócę!
Niestety, nie jestem w stanie porównać liczby z końca 2023 roku, z tą z 2022.
Nie zrobiłam takiego podsumowania. Ale i tak jestem pewna, że w 2023 roku przeczytałam zdecydowanie więcej książek. Głównie dzięki klubowi książkowemu. Skąd ta pewność? Klub powstał pod koniec 2022 roku i pamiętam dlaczego go założyłam. Owszem, szukałam jakiegoś wspólnego tematu swobodnie łączącego mnie z słuchaczkami podcastu W związku z życiem. Czegoś, co byłoby dobrym pretekstem do zapisania się do newslettera. Jednak tak naprawdę, w głębi ducha, chciałam tym klubem zmobilizować także siebie do częstszego czytania.
Moja relacja z książkami od wielu lat jest płynna.
Bywały lata, gdy czytałam dużo. Bywały i takie, gdy nie czytam prawie wcale. Jednak niezależnie od tego, jakbyś zapytała mnie na przestrzeni tych lat o hobby to powiedziałabym bez namysłu - czytanie. No właśnie! Tylko, że pomiędzy 2021, a 2022 rokiem uświadomiłam sobie, że owszem - czytam posty na Instagramie, wpisy blogowe, newslettery, etykiety na kosmetykach (czy jest tu jeszcze ktoś, kto też lubi czytać etykiety na kosmetykach?!), przepisy, wiadomości na whatsapie, fragmenty książek dla dzieci i pewnie jeszcze trochę innych treści… Ale nie książki! A przecież ja bardzo lubię kupować książki, nie mówiąc już o maniakalnym robieniu print screenów przy każdym napotkanym poleceniu książkowym. Moje listy książek do przeczytania rosły w absolutnym oderwaniu od czasu spędzanego na czytaniu książek.
Jak przez mgłę pamiętam, że w 2019 lub 2020 roku zrobiłam sobie czytelnicze podsumowanie.
I ze smutkiem odkryłam, że było to kilka przeczytanych książek. Kilka - to naprawdę mało. Dramatycznie mało w porównaniu z tym, co mi się o sobie samej wydawało. I bardzo chciałam to zmienić. Zwłaszcza, że zrobiłam wspaniały kurs “Papier i pióro” u Marii Kuli, aby w końcu zmobilizować się do napisania książki, z którą noszę się (przeprowadzam i podróżuję) już od kilku lat. I z kursu wynikają 2 rzeczy. Pisarz pisze. I czyta.
Dlatego zależało mi na tym, aby czytać więcej powieści. Przyznam szczerze, że czytanie powieści zostawiłam w czasach licealnych. Od kiedy poszłam do pracy i rozpoczęłam tzw. dorosłe życie, przestałam czytać powieści. Czytając powieści muszę w nie ”wejść”, przyzwyczaić się trochę. Dopiero po kilkudziesięciu stronach faktycznie wciągam się w opowieść (jeśli jest to dobra opowieść), przepadam i czerpię naprawdę dużą przyjemność z czytania. Im więcej powieści czytam, tym jeszcze większą przyjemność mi to sprawia. Zauważyłam, że zazwyczaj muszę “przebrnąć” przez pierwsze kilkadziesiąt stron historii, dlatego staram się nie odkładać wtedy książki i dać jej szansę.
Cel na 2023 rok był jasny - czytać więcej książek i zmobilizować się do regularnego czytania.
Nie chodziło mi o ilość, ale o regularność. Dlatego w klubie książkowym zdecydowałam się na realistyczne, nieprzytłaczające tempo: 1 tytuł na 2 miesiące. Dzięki temu nie miałam bardzo długich “przestojów” bez książki, a finalnie udało mi się przeczytać więcej niż 1 książkę w miesiącu, w tym 7 powieści i ponad 2 zbiory opowiadań. Jestem z tego wyniku bardzo zadowolona. Tak jak z wyboru tytułów. To były piękne książki, o których chciałabym napisać kilka zdań.
Książki, które przeczytałam w 2023 roku.
Czas na konkrety! Poniżej 17 tytułów, które przeczytałam w 2023 roku. Podzieliłam je na 2 kategorie: 1. powieści + opowiadania i 2. cała nie powieściowa reszta. W każdej grupie ułożyłam książki od mojej ulubionej, po tę, którą (w sumie tylko jedyną) wyrzuciłabym przez okno. Na koniec, bonusowo, dodałam krótką listę książek porzuconych w trakcie czytania. O każdej z tych książek napisałam kilka subiektywnych zdań.
POWIEŚCI I OPOWIADANIA
“Jutro, jutro i znów jutro”, G. Zevin
Gdybym musiała wybrać najlepszą książkę przeczytaną w zeszłym roku, to byłaby właśnie ta powieść! Dlatego od niej zaczynamy 2024 rok w klubie książkowym (na początek roku dobrze jest wybrać coś pewnego). I choć nie czytam książek więcej niż raz, to zaraz po skończeniu “Jutro…” obiecałam sobie, że zrobię dla niej wyjątek. Książka wielokrotnie nagradzana. Wciąga! Ma piękną okładkę. Mogłabym o niej pisać jeszcze długo, ale po co? Po prostu zachęcam do przeczytania.
“Skandynawskie lato” opowiadania
Zbiór opowiadań skandynawskich autorów. Wielu nazwisk nie znałam, ale było w niej też kilka klasyków na miarę Tove Janson. Opowiadania czytałyśmy wspólnie, latem, w ramach klubu książkowego. Byłam zaskoczona, że ta książka wciągnęła mnie tak bardzo. Przeczytałam ją szybko i pokochałam formułę zbiorów opowiadań. Co prawda lato w Skandynawii ma swój specyficzny klimat, tak jak literatura z tamtego rejonu. Nic nie jest oczywiste, miłe i przyjemne… Ale muszę przyznać, że ten sposób widzenia świata jest niezwykle interesujący. Polecam tę książkę gorąco, choć wiem, że nie każdemu tak bardzo przypadła do gustu jak mnie.
“Dżiny”, F. Aydemir
Kolejna książka, która wciągnęła mnie bez reszty. Na początku cierpka w odbiorze. Przyznam, że miałam moment zawahania. Nie byłam pewna, czy przeczytam ją całą, czy odłożę. Na szczęście przy trzecim rozdziale przepadłam bez reszty. Historia rodziny, która wyjechała z Turcji do pracy w Niemczech. Różne perspektywy emigracji, różne spojrzenia na Niemcy i Niemców na przestrzeni lat. Sięgnęłam właśnie ze względu na ten temat, ale powieść Fatmy Aydemir była dla mnie po prostu świetną książką, która porusza wątki feministyczne i wspaniale ilustruje zagmatwane rodzinne relacje. Dużo w niej żywych emocji. Jest i tajemnica, która rozwija się aż do spektakulatrnego finału książki. Finału, który zostawił mnie z ogromnym zaskoczeniem i tym poczuciem - wow! Myślę, że każdy znajdzie w niej wątek dla siebie. Pięknie napisana, wspaniale przetłumaczona, wisienką na torcie jest okładka. Polecam i nieraz będę ją wspominać. A konto autorki obserwuję na Instagramie, licząc na kolejną świetną powieść.
“Kameliowy sklep papierniczy”, I. Ogawa
Kolejna książka z klubu książkowego. Piękna, spokojna, łagodna. Zupełnie inna niż poprzednie, ale dająca wiele satysfakcji. No i z zaskakującym końcem (którego przy spokojnie rozwijającej się fabule zupełnie, ale to zupełnie się nie spodziewałam, więc niespodzianka była podwójna). Tytułowy sklep papierniczy to miejsce, do którego klienci przychodzą po specjalne zamówienia. Główna bohaterka pisze listy, zgodnie ze sztuką japońskiej kaligrafii. Wydanie papierowe wzbogacone jest o ilustracje. Dużo jest w tej książce detali, smaków, zapachów. Relacje między główną bohaterką, a innymi postaciami są w duchu całej książki - pełne szacunku, nawet jeśli kryje się w nich trudna historia. Lubię literaturę japońską za zupełnie inny sposób opisywania świata i rzeczywistości poprzez pryzmat rytuałów i pór roku. Ta książka była dla mnie piękną mieszanką subtelnych emocji oprawionych w egzotyczną dla mnie scenerię.
“Tysiąc lat dobrych modlitw”, Y. Li
Zbiór opowiadań chińskich autorów. Książka była dla mnie bardzo ciekawa ze względu na tematy, świat, postaci, krajobrazy. Niektóre historie prosto z Chin, inne z Ameryki. Niektóre bliższe, inne dalsze. Zdecydowanie nie jest to miła, pokrzepiająca na duchu lektura, ale wspaniale poszerza perspektywę, zwłaszcza tę europocentryczną.
“Godziny”, M. Cunningham
Książka nie nowa, być może dobrze ci już znana, bo na jej podstawie nagrany był popularny film. Nie widziałam go, więc miałam prawdziwą przyjemność z odkrywania fabuły tej książki. Napiszę to znowu - koniec mnie zaskoczył! I z zaskoczeniem odkrywam, że jest to dla mnie ważny element dobrej powieści. Lektura pięknie napisana pod każdym względem. Ciekawe postaci, mocne nawiązanie do "Pani Dalloway" oraz jej autorki Virginii Woolf, która w tej książce też jest postacią. Jedyny minus? To mroczna książka bez happy endu. Nie na każdy moment w życiu. Ale dla osób ceniących dobrą literaturę - wspaniała.
“Pokora”, Sz. Twardoch
Zaczęłam 2023 rok tą książką i choć nie mogłam się od niej oderwać to trochę żałowałam. Nie znałam twórczości Szczepana Twardocha, choć znane mi były ochy i achy na temat jego książke. Ten autor pisze naprawdę wspaniale, choć ogrom okrucieństwa, który pojawił się w tej powieści był dla mnie momentami na granicy wytrzymania. Ale absolutnie szczerze - nie mogłam się oderwać od tej książki, nie mogłam jej nie skończyć, musiałam poznać finał, który jak możecie się domyślić - mnie zaskoczył. Obiecałam sobie, że przeczytam więcej książek Szczepana Twardocha. Może w tym roku będę miała nerwy, że dotrzymać słowa.
“Nazwij to snem”, H. Roth
Książka uznawana za arcydzieło na niektórych bookstagramach, które lubię. Mnie nie zachwyciła. Morał z tego taki, że różne są oczekiwania co do książek, i to co innych bezsprzecznie zachwyca może być dla nas bez szału. Nie powiem, że H. Roth nie napisał dobrej książki. Językowo piękna, postacie i historie ze mną zostały. Ale jednak jak mam być zupełnie szczera - momentami mnie nudziła, a innymi przyduszała trudną do zniesienia historią dziecka. Jako mama miałam problem z tematyką tej książki. Poza tym, jako nie mama - nie przepadam za wątkami dziecięcymi w książkach, najbardziej mnie nudzą. Wyjątek robię dla Roalda Dahla, ale uważam, że on pisał książki jedyne w swoim rodzaju.
“Opowiadania o miłości”
Kupiłam sobie tę książkę na walentynki, których zazwyczaj nie obchodzę. Miałam taki pomysł, że opowiadania o miłości trochę wprawią mnie w ten walentynkowo - miłosny nastrój i pomogą jakoś poszerzyć w sobie temat (nie pytajcie co to za pomysł, taki miałam, nie sprawdził się, bo miłość to jednak uczucie a nie literacka koncepcja). Znalazłam w tym zbiorze głównie klasyczne opowiadania, a miłość w nich rozumiana była raczej po staremu, staromodnie, z dystansem, czasem podszyta taką chłopsko wiejską chucią. Nie powiem, że mnie ta książka zawiodła, bo sięgnęłam po dalsze części z tej serii (które okazały się dużo lepsze!). Jednak nie mam tu gorącej polecajki. Nie przeczytałam całej, ale wzięłam ze sobą podczas przeprowadzki, co musi jednak oznaczać, że nadal widzę w niej potencjał.
“Kości, które nosisz w kieszeni”, Ł. Barys
Ostatnia powieść, którą przeczytałam w 2023 roku. Na szczęście, nie ostatnia książka tamtego roku, bo musiałabym uznać, że zamknęłam rok książką, z którą do dziś mam problem. Dlaczego?
Przede wszystkim nie mogę napisać, że jest to książka zła. Wyobrażam sobie, że zdobyła co najmniej tyle samo zachwytów co rozczarowań i jęków, takich jak moje. Przeczytałam ją w dwa dni. Napisana jest wspaniale i pięknie. Język ciekawy, barwny, poetycki. Całość zamknięta w formule oniryzmu, snu, niektórzy twierdzą, że realizmu magicznego. Wszystko to, co naprawdę kocham w książkach. I tak mogłoby być tutaj, gdyby nie temat i bohaterowie! I wiem doskonale, że są to moje bardzo subiektywne odczucia.
“Kości…” to książka o ludziach żyjących w patologii, w których życiu nie dzieje się nic, którzy męczą się w swojej szarej, podgniłej, pozbawionej ambicji codzienności. Zupełnie nie dla mnie. I nie dlatego, że zazwyczaj czytam hiper przygodowe turbo historie, bo tak nie jest. Cenię sobie drobne, codzienne detale i zwykłych bohaterów. Nie oceniam też tego, nie neguję, nie odbieram głosu takim osobom w literaturze. Być może mistrzostwo tej książki tkwi właśnie w ogromny kontraście formy z tematem. Jednak wiem napewno, że nie jest to historia, z którą miałam ochotę spędzić czas. Wciągnęła mnie ze względu na język i to, że czytało mi się ją ekspresowo (książka jest krótka, nie ma 200 stron). Czekałam na spektakularną nagrodę, zaskoczenie, cień happy endu na pocieszenie, w nagrodę za wytrwanie do końca. Nic takiego się nie zdarzyło. Po przeczytaniu zamiast piękna języka został ze mną niesmak i poczucie beznadziei. Na szczęście sięgnęłam po wspaniałą “Fosforescencję”…
NON-FICTION I CAŁA RESZTA
“Fosforescencja” J. Baird
Zaczynam ten ranking od “Fosforescencji”, którą przeczytałam pod koniec roku. Ach, jak byłam dumna z tego (intuicyjnego) wyboru, którego jak się okazało idealnie dokonałam dla siebie i dla naszych klubowiczek! To nie jest poradnik, choć można by tak myśleć na pierwszy rzut oka. Podtytuł “o rzeczach, które pomagają nam świecić w mrocznych chwilach życia” wiele mówi. Absolutnie zasłużony status bestsellera. Książka dodająca nadziei, w sposób piękny i elegancki, momentami poetycki, ale także zdrowy, chwilami przyziemny, okaraszona porządną porcją poczucia humoru. Jak to możliwe? Nie wiem. Ale wiem to książka jedyna w swoim rodzaju. Zostaje u mnie na półce na lata i będę do niej jeszcze nie raz wracać.
“Practice”, S. Godin
Setha Godina kocham miłością bezkrytyczną od wielu lat. Kto mnie zna, ten wie, że często cytuję Setha, powołuję się na Setha, słucham Setha, a od czasu do czasu sięgnęłam po jego książki. I tak było w tym roku. Trafiłam na niezykle udaną publikację.
To książka utrzymana w stylu bloga Setha Godina. Krótkie rozdziały, luźno połączone ze sobą niczym blogowe wpisy, mające delikatnie zachęcać do działania, codziennej praktyki, sprawdzać na ziemię wielkie idee i pomysły. Ta książka przypomniała mi, jak ważna jest praktyka. Niewykluczone, że właśnie dzięki tej książce siedzę teraz i piszę ten blog. Idealna dla wszystkich twórców, ludzi, którzy obcują na co dzień ze świetnymi pomysłami, lubią siedzieć w swoich głowach i chcą z nich wyjść do świata. Książka jedyna w w swoim rodzaju, specyficzna. Ja polecam gorąco, bo kocham Setha Godina miłością bezkrytyczną i to od wielu lat.
“Wiek paradoksów”, N. Hatalska
Jedna z naszych klubowych książek. Świetna, choć wymagająca skupienia. Wiem od klubowiczek, że nie każdy poczuł się w tej lekturze swobodnie, także na początek polecałabym przejrzeć spis treści i przeczytać choć fragment. Moim zdaniem jest to książka idealna na ten moment, miejscami profetyczna. Dotyczy gorących tematów związanych ze światem cyfrowym i zmianami technologicznymi, które coraz mocniej i szybciej wchodzą w naszą codzienność.
Rok po jej przeczytaniu nadal trwam w podziwie dla Natalii Hatalskiej, że tak idealnie i o czasie wzięła się za tematy, które z roku na rok zaczynają rozpędzać się z niewyobrażalną mocą i prędkością. To, co wydawało się snuciem wizji since-fiction dziś zaczyna pojawiać się w codzienności. Piszę bardzo ogólnie, ale namawiam do przeczytania tej książki. Naprawdę otwiera oczy na wiele problemów i zagrożeń, które wiążą się z technologią i pomaga otworzyć się i przygotować na mniejsze i większe wyzwania, które w związku z tym się pojawiają. I choć dziś temat może wydawać się abstrakcyjny, to jestem przekonana, że już za parę lat będzie realny. I chyba w tym tkwi największy geniusz tej książki.
“Neuroróżnorodne”, J. Nerenberg
Bardzo ciekawa książka na temat neuroróżnorodności. Opisująca temat wysokiej wrażliwości, który jest mi bardzo bliski i wg mnie niesłusznie ostatnimi czasy atakowany. Przybliża się do niego z ciekawej perspektywy. Trochę poradnik, trochę manifest. Polecam, zwłaszcza osobom wychwytującym z otoczenia wszelkie niuanse. Cieszę się, że czytałyśmy ją wspólnie w klubie książkowym.
“Zimowanie”, K. May
Również klubowa książka. Ciekawa, ładnie napisana, ale jak mam być szczera raczej poprawna niż wyrywająca z butów. Na zimę OK. Do dziś gdy widzę kąpiących się w zimnym irlandzkim morzu ludzi przypominam sobie snute przez K. May opowieści. Nie była zła, ale chyba nastawiałam się na książkę przepiękną i wybitną. A była po prostu OK.
“Pokonaj lęk i obawy” i “Zdobądź bogactwo i odnieś sukces”, J. Murphy
Dwie książki, po które sięgnęłam w tym roku ze względu na płatną współpracę z wydawnictwem Rebis. Nagrałam o nich odcinek podcastu, dlatego nie będę pisać o nich już nic więcej. W podcaście opowiadam nie tylko o tych książkach, ale o moim spojrzeniu na całą literaturę rozwojowo - poradnikową. Niczego nie żałuję.
I jeszcze bym zapomniała… “Charlie i fabryka czekolady” R. Dahl
Książka dla dzieci, którą czytałam po raz pierwszy w życiu i dzięki której, zupełnie niespodziewanie zakochałam się w Roaldzie Dahlu i Willimy Wonce. Tym z książki, nie z filmu Tima Burtona (wg mnie to dwie różne postaci, dlatego bardzo polecam książkę!).
Sięgnęłam po tę książkę spontanicznie, widząc ją na półce w bibliotece. Namówiłam moją 9-letnią córkę na wspólne czytanie w ciemne listopadowe wieczory. To był świetny pomysł! Miałyśmy też kupione bilety na wspaniały (absolutnie fantastyczny) musical o “Charliem”, więc czytanie było świetną okazją do snucia planów i zastanawiania się - jak książka będzie pokazana w teatrze. Przedstawienie nas zaskoczyło i zafascynowało. Charlie była dziewczynką. Do dziś nucę sobie często piosenkę “World of imagination”. To przedstawienie obudziło we mnie śpiące małe dziecko. Ta książka przypomniała mi ile prawdziwego dobra niesie w sobie naprawdę dobra literatura. I to, że warto dać się ponieść fantazji, wyobraźni i swoim pomysłom. Inspiracja milion procent. Świetna książka na grudzień. Planuję wrócić do niej za rok, a w między czasie mam ambicję i ochotę przeczytać wszystkie książki napisane przez R. Dahla oraz jego biografię.
Książki, które porzuciłam...
Ale nie tracę nadziei, że do nich wrócę
“Dublińczycy”, J. Joyce
Tytuł mówi sam za siebie. To bardzo ciekawa, dobrze napisana książka. Można traktować ją jako zbiór opowiadań. Przenosi do Dublina sprzed 100 lat. Ma swój niepowtarzalny urok na miarę tych wiktoriańskich powieści. Nie jest to książka, która wciąga bez reszty, ale taka do której będę wracać w momentach gdy mam ochotę na kawałek starej dobrej literatury z innej epoki.
“Toń”, I. Szatrawska
Zaczęłam tę książkę czytać pod koniec roku, także nic dziwnego, że nie skończyłam. Być może skończę w tym, ale powiem szczerze - narazie jestem na etapie, że zapomniałam już, że ją rozpoczęłam czytać i w międzyczasie zaczęłam dwie inne. Być może miałam wobec niej zbyt duże oczekiwana, po ochach i achach z Instagrama i intrygującej okładce. Trochę przypomina mi “Prawiek inne czasy” Olgi Tokarczuk i mam poczucie, że jest to kolejna książka o powojniu. Nie wykluczam, że dam jej jeszcze szansę, wrócę i w pewnym momencie mnie zachwyci (może ma zaskakujący koniec - to by było coś).
Książki, które porzuciłam.
“Chciałbym, żeby dziś się coś się wydarzyło”, T. Nalewajk
Kupiłam tę książkę wiedziona impulsem i halloweenowym rabatem na stronie wydawnictwa. I teraz sobie myślę, że może Halloween miał z tą książką więcej wspólnego niż tylko rabat... Nie jest to książka zła i naprawdę rozumiem, że może się podobać. Jednak zaczęłam ją czytać w głębokim listopadzie, zmęczona przeprowadzką i innymi tematami, które wypłynęły w moim życiu na powierzchnię, podbite psychoterapią. A do tego tuż po przeczytaniu nieszczęsnych i męczących “Kości…”. I miałam naprawdę dojmujące uczucie, że jeszcze jedna trudna, smutna książka, która w jakikolwiek sposób przypomni mi jak ciężkie było moje dorastanie, a będę się czuła tylko gorzej. Naprawdę nie potrzebowałam tego, zwłaszcza w grudniu. Odpuszczenie sobie tej książki było bardzo dobrą decyzją. Mam ją nadal na moim kindle’u. Może kiedyś z ciekawości wrócę, ale narazie nie widzę na to szansy. Ale czytałam dużo dobrych recenzji tej książki, więc jeśli ktoś lubi trudne tematy i sentymenty z lat ‘80 i ‘90 to może mieć zupełnie inną optykę.
“Wyznaczanie granic” M. Urban
Napiszę szczerze. Otrzymałam tę książkę zupełnie o nią nie prosząc od pewnego działu PR z nadzieją, że będzie to wystarczający impuls, abym nagrała o niej odcinek podcastu. I pomyślałam sobie - jak na ironię! Książka o wyznaczaniu granic wparowała sobie do mojego życia w sposób wyjątkowo bezczelny… Zaczęłam czytać, ale szybko porzuciłam. Jeśli ktoś szuka bardzo konkretnego poradnika napisanego w amerykańskim stylu o wyznaczaniu granic i asertywności, to może to być bardzo dobra lektura. Zupełnie jej nie oceniam. W każdym razie to nie był ten czas, nie ta forma, więc postanowiłam wyznaczyć sobie jasną granicę i po prostu oddać książkę dalej.
Czytelnicze plany na 2024.
Tak wyglądał mój czytelniczy rok 2023. Jestem z niego zadowolona. Klub książkowy świetnie się w to wpisał. Na domiar dobrego odbyło się kilka bardzo kameralnych klubowych spotkań i była to wartość dodana.
Czytelnicze plany na 2024 rok mam podobne. Chciałabym utrzymać czytanie na codziennym poziomie i czerpać z niego przyjemność. Choć przyznam, że styczeń wypada narazie średnio. Trochę o tym na bieżąco pisałam już na Instagramie.
Klub książkowy staruje z nową (dla mnie znaną) książką pod koniec stycznia 2024. Większość książek na ten rok mam już wstępnie zaplanowane, choć jak znam życie po drodze z tej jasno wytyczonej ścieżki zmiecie mnie pierwsze lepsze kuszące polecenie. Ale ja bardzo lubię te polecenia! Więc jeśli masz teraz ochotę polecić mi książkę, którą przeczytałaś w 2023 roku, to napisz do mnie koniecznie. W komentarzu lub mailowo. Zachęcam i zapraszam!
I oczywiście namawiam cię do zapisania się do klubu książkowego. Zajmie ci to chwilę, a sama przekonasz się czy jest to miejsce dla ciebie.
Zostaw Komentarz