Napisałam ten tekst 14 listopada 2019 i opublikowałam na moim pierwszym blogu. Nadal bardzo go lubię i publikuję tu na świeżo, po lekkich zmianach. Jest to 1-szy tekst (z planowanych 3-ech) na temat naszych relacji z jedzeniem, które moim zdaniem mają więcej wspólnego z wolnością i jej brakiem niż wartościami odżywczymi i jedzeniem.
Życzę smacznego czytania i na zdrowie psychiczne!
Piszę, bo nie mogę pogodzić się z tym,
że stare dobre czasy wszechobecnego pieczenia z mąk zaczynają odchodzić w niepamięć. Myślę, że nazwisko O’Baker, które słusznie kojarzy się z pieczeniem do czegoś zobowiązuje…
Mój związek z glutenem?
To skomplikowane. Kocham całym swoim podniebieniem, ale jednocześnie rozum mówi nie. Hipsterska kultura za nic w świecie nie chce zaakceptować mojej wielkiej fałdy na brzuchu. YouTube aż huczy od plotek, że gluten to samo zło i obawiam się, że w najbliższym czasie podzieli losy biednego cukru, który jest już kojarzony ze śmiercią… Co z tego, że z białą?! Każdy z nas na samo słowo śmierć czuje zimny dreszcz przerażenia. Niby mamy czasy pełne tolerancji i otwartości. Ludzie mogą kochać i eksponować co im się żywnie podoba. Obnosić się ze swoją innością… Ale nie dotyczy to staromodnej miłości do glutenu!
Och, wyczuwam hipokryzję na odległość.
Może przesadzam? Włoskie knajpy z pizzą mają się całkiem dobrze…
Ale ze smutkiem muszę stwierdzić, że już 3 lata temu, gdy byłam w Rzymie dostrzegłam wyraźniem że, no cóż, nawet oni stawiają na nowe. Gdzieniegdzie już można zobaczyć złowrogi napis GLUTEN FREE. A ja bym chciała poprosić o FREEdom FOR GLUTEN. Czyli uwolnić gluten od plotek i pomówień, czarnego pr-u i wyzwolić wszystkich glutenożerców. Niech żrą do woli. Niech kochają co chcą. Niech wyglądają i czują się jak chcą.
Jeśli chcemy być otwarci przestańmy osądzać. Stawiać jasne i kategoryczne tezy. Dzielić na dobre i złe. Dosypywać wiadrami moralność do garów.
Te gorące przemyślenia naszły mnie tuż po tym, jak ukręciłam ciasto na pizzę i w głowie zakręciło mi się od zapachu mąki pszennej wymieszanej z wodą i drożdżami… Lekkie ciepełko, które jest warunkiem koniecznym dla rosnących drożdży wprawiło mnie w sielankowy nastrój. Z którego szybko wyrwał mnie chłodny i bezlitosny stan rzeczy… Smutna prawda jest taka, że nie bardzo mogę podzielić się tą pizzą z przyjaciółmi bo większość z nich to nowocześni bezglutenowcy! Pomyślałam, że może chociaż w social mediach mnie zrozumieją, ale w sumie, bądźmy szczerzy jak tu z miską pełną ciasta mam wystrzelić na instagramie? Czy tam w ogóle funkcjonuje #glutenfull #glutenlove i przede wszystkim #freedomforgluten?
Wspominam na Nigellę Lawson,
która obnosiła się ze swoją chciwością i uwielbieniem do wszystkiego co tłuste, chrupiące i dziś wytykane palcami jako niezdrowe… I zaznaczam wyraźnie. Tym tekstem nie pragnę wyjść na przeciwnika zdrowia i potrzebnych zmian. Nie przeczę celiaki, która jest chorobą, ale jednocześnie zapytam nieśmiale. Czy każda osoba, która cierpi na uczulenie z powodu pylących drzew chciałaby plastikowych substytutów? Czy byłaby za tym, aby nasze aleje porosły suche pnie, które nigdy nie kwitną? Choć wiem, że to naprawdę dziurawa analogia. Pytam tym tekstem większość społeczeństwa, która nie jest chora na celiakię. Czy naprawdę musimy być aż tak okrutni dla glutenu, na którym, bądźmy szczerzy, wszyscy wyrośliśmy? Czy każda rewolucja musi zjadać własne dzieci? Oby ta zjadła jeszcze kiedyś choć kawałek prawdziwej pizzy!
Na zdrowie kochani!
Miłość jest najważniejsza. Wierzę, że ten poryw szczerości i mowa serco-żołądka zostanie przyjęta z potrzebną dozą ciepła.
Nie proszę o zrozumienie, ale szczyptę szacunku dla glutenu.
Poświęcam się dla dobra sprawy. Zostałam glutenowym medium i no cóż, pozwoliłam przemówić mu nie tylko do waszych żołądków, ale także, może jeszcze zdrowych rozsądków. Tych, którzy po tej przemowie poczuli lekkie zwątpienie zapraszam dziś gorąco do pierwszej lepszej piekarni. Zamówcie sobie chrupiącą bułeczkę i sami powiedzcie, czemu jest gluten winny? Być może w końcu zrozumiecie, że zamiast walczyć z glutenem jako wrogiem naszego zdrowia, musimy zawalczyć o uzdrowienie naszych relacji. Także tych z jedzeniem.
Trzymam kciuki za nas wszystkich, zeskrobując z nich przy okazji resztki zaschniętego ciasta. Niech stare dobre przepisy na pierogi od naszych babć będą z nami wszystkimi. ;*
Zostaw Komentarz