Miękkie lądowanie – kwiecień ’24

with Brak komentarzy

Kwiecień był obfity. Tak bardzo, że jeśli chcę, aby moje wspomnienia pojawiły się tu na początku maja, to muszę je solidnie skondensować.

Jak zawsze poza impresjami z mojego życia znajdziesz tu dużo poleceń: podkastów, książek i miejsc. Choć i tak, wszystko się nie zmieści (ale nadrobię tekstem dedykowanym i Dublinowi i moim ukochanym Jeżycom).

Na koniec jest oczywiście opowieść o wełnie. A dokładnie polecenie niepozornego wzór na druty, z którego można się dużo nauczyć. I przede wszystkim wykonać super modną balaclavę (w której jednak niełatwo supermodnie wyglądać 😅).

Zaufanie czytam książkę w Killrudey

39. URODZINY

Kwiecień tradycyjnie zaczęłam urodzinami. W tym roku 1 kwietnia zmieściło nie tylko Prima Aprilis, ale i Śmigus Dyngus (dla mojej córki to jedno i to samo 😉 ). Świętowałam urodziny wizytą w Polsce, w której karmiłam się smakami dzieciństwa i dobrym towarzystwem bliskich osób. Wróciłam do Irlandii ukontentowana. Zwłaszcza, że odwiedziłam przy okazji parę ulubionych miejsc i dostałam wymarzone prezenty.

Czy jestem gotowa na 40stkę? Zaczynam mieć wątpliwości. Niby nigdy nie byłam przerażona upływem czasu i takie tematy nie zajmowały mi głowy. Ale jak mam być szczera, to ostatnie tygodnie testują moją wytrzymałość na mikro oznaki tego, że mój organizm nie jest już bezproblemowy. I to dosłownie - w okolicy głowy! Wypadające w nadmiarze włosy, które do tej pory były moim atutem i bezproblemową stałą, skutecznie popsuły mi w tym miesiącu humor. Niby nic, w końcu włosy odrosną. Mam tego świadomość (i głęboką nadzieję, aby jej pomóc kupiłam specjalistyczne preparaty). Ale jednak - pokazało mi to wyraźnie, jak bardzo brakuje mi czegoś, co wydawało się do tej pory oczywiste. Kolejna strata, którą potrzebuję zaakceptować. Plus mocny banał, którego już dłużej nie mam zamiaru lekceważyć, tylko dlatego, że jest banałem. Warto doceniać to, co się ma. Kiedy się to ma. Zwłaszcza, że nazbyt łatwo jest skupić się i zafiksować na tym jednym małym problemie, nawet gdy na około dzieje się tyle dobra. I temu dobru już oddaję resztę tekstu!

ciastko baran

ROGALIN

W dniu urodzin, trochę niepocieszona, że w Polsce jak święta - to wszystko zamknięte (wiem, każdy chce odpocząć i każdy ma do tego prawo) odwiedziłam Rogalin oraz stare dęby: Lecha, Czecha i Rusa.

Pamiętam wycieczkę szkolną sprzed plus minus 30-stu lat, z której zostały mi w głowie tak naprawdę tylko imiona dębów. Niestety lata lecą, a dęby są “na podtrzymaniu” i bardziej stanowią wspomnienie atrakcji turystycznej z lat 90-tych niż realne pomniki przyrody. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to nie była jakaś wybitnie lokalna atrakcja, która urosła w moich małych, dziecięcych oczach przez te lata. Nie było za wielu zwiedzających, a o dębach też niestety niewiele można przeczytać w internecie. Znacie dęby z Rogalina? Napiszcie proszę!

Za to okolice pałacu w Rogalinie i park to bardzo urocze miejsce na spacer. Plus za szybką obsługę oraz krótkie i smaczne menu w tamtejszej restauracji. Napewno wrócę latem, kiedy znów będę w okolicy. Choć już raczej na spacer, niż na zwiedzanie.

Pałąc w Rogalinie

JAK ZAKUPY TO W POLSCE, A NA JEŻYCACH TO JUŻ W OGÓLE BAJKA!

Tuż po urodzinach były (a raczej ja odwiedziłam) moje ukochane Jeżyce, którym pocztówkę wypiszę w osobnym tekście, bo na to zasługują! Byłam na przepysznym ciastku i kawie z moją Siostrą w ulubionym Świętym na Kraszewskiego.

Poszłam też z ekscytacją do małej księgarni Skład kulturalny na Szamarzewskiego, gdzie mają wspaniały wybór książek dla dorosłych i dzieci. Plus piękne pocztówki i akcesoria do pisania. Zawsze niedowierzam jak wiele można zmieścić w tak małej księgarni. I choć obiecałam sobie ban na papierowe książki ze względu na abonament w Legimi, który mi się świetnie sprawdza, to nie mogłam wyjść z pustymi rękami. Kupiłam więc książkę, którą od kilku miesięcy planowałam przeczytać i którą faktycznie przeczytałam w kwietniu (a której w Legimi nie ma, bo stety niestety nie ma tam wszystkiego). Było warto i więcej o “Zaufaniu” Hernana Diaza jeszcze napiszę.

Na Jeżycach wstąpiłam też po raz pierwszy do butiku wasalaa i zakochałam się w tej marce. Dawno nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego, żebym chciała wyjść w każdej przymierzonej rzeczy. Ogromny plus za dizajn, kolory, kroje i rozmiarówkę! Ceny? Niektóre przystępne, niektóre plus w górę, więc nie wyszłam w końcu ze sztruksową kurtką, w której się zakochałam. Ale za to mam tshirt w obłędnym, chabrowym kolorze z mięsistej bawełny i apetyt na więcej. I nie wykluczam, że jednak sobie tę bordową kurtkę kupię… Zresztą to kwestia czasu, kiedy tam wrócę po kolejne rzeczy, bo w sumie dlaczego by nie ubierać się od teraz głównie w wasaali?

Widziałam już sporo zachwytów nad tą marką na Instagramie - i dołączam do grona wasalowiczek, bo po mimo wszystko, to nie jest takie oczywiste w dzisiejszych czasach, aby sprzedawać ubrania, które do siebie pasują i wyglądają na człowieku jeszcze lepiej niż na modelce. Polecam sprawdzić (tylko nie wykupcie mi tej sztruksowej kurtki, proszę).

WE WROCŁAWIU TEŻ FAJNIE, CHOĆ "TRÓJKĄT" SZOKUJE

Udało mi się też wpaść na dzień do mojego ukochanego Wrocławia. Poza spotkaniami wybrałam się na małą wycieczkę sentymentalną po “trójkącie bermudzkim”, w którym kiedyś mieszkałam. Niestety ze smutkiem i lekkim niedowierzaniem stwierdzam, że kamienica, w której mieszkałam 11 lat temu (wspominam te czasy z wielką czułością i nostalgią) wygląda jeszcze gorzej niż te 11 lat temu.

Nie mogę uwierzyć, że w samym centrum Wrocławia, po tylu latach, są ciągle tak zaniedbane miejsca. O ile Poznań, w moim odczuciu, powoli, bo powoli, ale się odradza, o tyle Wrocław ma jakiś problem.

Za to, będąc na tej zabiedzonej Komuny Paryskiej wstąpiłam do fantastycznego sklepiku z wełną o wszystko mówiącej nazwie: włóczkomaniaczka. Polecam Wam bardzo, zwłaszcza, jeśli lubicie robić na szydełku. Wspaniała, przemiła właścicielka sklepu i ciekawy wybór wełny. Zabrałam tam córkę, która ostatnio zaczęła robić na szydełku i ona do dziś wspomina „tę włoczkomaniaczkę” pytając czy ma sklep internetowy (od razu odpowiadam - ma! i Wasaala też ma 😅).

Skład kulturalny na Jeżycach

CZAS NA OBIECANE POLECENIA!

KSIĄŻKI

W tym miesiącu miałam wielkie szczęście do dobrych książek!

Dosłownie na początku miesiąca skończyłam czytać zbiór opowiadań irlandzkiej autorki Claire Keegan. Byłam i nadal jestem zachwycona, więcej napisałam w recenzji książki “Przez błękitne pola”.

Potem trafiłam na kolejny przepiękny zbiór opowiadań. “Historie podniebne” Jakuba Małeckiego też doczekały się recenzji na blogu. Tu napiszę tylko, że smutne, ale bardzo polecam.

Drugą połowę kwietnia spędziłam czytając “Zaufanie” Hernana Diaza. To ta książka, którą kupiłam sobie w Poznaniu. Od kiedy usłyszałam wywiad z autorem w “Raporcie o książkach” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. W najbliższych dniach zamierzam napisać jej recenzję. Miejscami nierówna, ale bardzo ciekawa, nagrodzona Pulizerem, zdecydowanie warto.

Pod koniec miesiąca w końcu sięgnęłam po naszą kwietniowo-majową książkę z klubu książkowego. Pierwsze opowiadanie nie rozczarowało, także wchodzę z nią w maj. Plus szukam kolejnej powieści na Legimi już na za chwilę, bo coś czuję, że z opowiadaniami "O kobiecie" szybko mi pójdzie.

PODKASTY

W kwietniu odkryłam (brawo dla mnie), że mogę słuchać podkastów podczas sprzątania. I teraz naprawdę lubię sprzątać. 😉 Choć nie było tego tak wiele, to trafiłam na fenomenalne odcinki o książkach. W ogóle ostatnio chyba najbardziej lubię rozmowy z pisarzami i pisarkami.

RAPORT O KSIĄŻKACH (ODC. Z 26.03.2024)

Moim zdaniem wybitna rozmowa z Barbarą Kingsolver, autorką nagrodzej Pulizerem powieści “Demon Copperhead”. Naprawdę polecam Wam ten odcinek - jest w nim dużo ciekawych wątków, nie tylko o pisaniu, ale także o tym jak pochodzenie może wpłynąć na wybór drogi życiowej i o ogromnej odwadze do bycia sobą i znajdowania swojego prawdziwego głosu twórczego. A także o Ameryce i kryzysie opioidowym. Niby wiedziałam ale to nadal szokujące. Ujęła mnie szczególnie czułość autorki do własnych korzeni i pochodzenia i szczerość z jaką opowiada o swojej drodze. W ogóle jest to wątek, który we mnie ostatnio mocno siedzi, więc pewnie jestem szczególnie do niego dostrojona. Wyjątkowa rozmowa - polecam Wam bardzo!

LITERATURA PRZEPIĘKNA (ODC. “Drugie imię” Jona Fossego -|#25. Książki Noblistów)

Znam autorkę Literatury przepięknej z jej profilu na Instagramie od kilku miesięcy, ale po raz pierwszy (w końcu) słuchałam jej podkastu. Ogromnie mi się podobał! Katarzyna Witkiewicz jest literaturoznawcznią. W odcinku w ciekawy i wartościowy sposób połączyła odczucia osobiste z wiedzą o książce. Dużo się z tego odcinka dowiedziałam, zachęciła mnie do przeczytania książki Jona Fossego. Będę wracać do tego podkastu!

ŻURNALISTA (ODC. Jakub Małecki. Kim był dla niego van Gogh? z 12.12.2023)

I na koniec jeszcze jedna rozmowa z pisarzem i to jednym z moich ulubionych (o mojej fascynacji Jakubem Małeckim piszę więcej w ostatniej recenzji “Historii podniebnych”). Niestety w końcu zrozumiałam za co tak bardzo niektórzy nie lubią Żurnalisty i niestety zgadzam się. Ale jednak Małecki tak rzadko udziela wywiadów, że moim zdaniem każda jego wypowiedź ma w sobie niesamowity urok. To tak niesztampowy człowiek, że zawsze słuchając go czegoś się uczę. Polecam, choć ostrzegam, że można mieć dość prowadzącego.

W ZWIĄZKU Z ŻYCIEM

Jak już jesteśmy przy podkastach, to oczywiście czas na krótką autopromocję. W kwietniu pojawiły się dwa nowe odcinku podkastu W związku z życiem. Oba zostały bardzo dobrze przyjęte przez Słuchaczki. Każdy inny, ale każdy ma swój urok. Jeden solo - o robieniu na drutach, a drugi w parze z psychoterapeutką Agnieszką Pacygą - Łebek. Tym razem rozmawiamy o przyjaźni. Od razu zdradzę Wam, że kolejny wspólny odcinek jest już nagrany i będzie miał premierę w maju. Tym razem będziemy rozmawiać o granicach.

BRAKUJĄCY PUZZEL NA KTÓRY CZEKAŁAM 7DEM LAT

I jeszcze krótko, tuż przed miękkim lądowaniem kilka zdań na temat niezwykle przełomowego momentu, którego się nie spodziewałam (i pewnie dlatego jeszcze bardziej cieszy).

Kiedyś opowiadałam w podkaście o tym, że chcę napisać książkę, ale “jedyne” czego mi brakuje to historia. Mam miejsce, temat, bohaterki ( i kilku bohaterów), ale nie miałam historii.

Ta książka jest ze mną od siedmiu lat. Tuż przed wyprowadzką do Niemiec przyszła do mnie taka pewność, że chcę i mogę ją napisać. Ale potem nic się nie składało w całość, to co chciałam napisać ewoluowało mętnie. Aż do momentu, gdy w kwietniu siedziałam po południu na kanapie, robiłam na drutach i nagle przyszedł mi do głowy brakujący puzzel.

Czuję, że teraz mogę napisać tę książkę!!! Jestem tak podekscytowana!!! Mam nadzieję, że nie utknę. Trzymajcie kciuki, proszę!!!

MIĘKKIE LĄDOWANIE

I na koniec, jak zawsze opowieści o wełnie. Po jarzębinowym swetrze (który noszę często, z dumą i prawdziwą radością) na długo utknęłam i nie mogłam się zdecydować na nowy projekt. Totalny paraliż. Paradoksalnie nie pomogło mi nawet to, że na urodziny dostałam książkę z wzorami, o której marzyłam od roku (jest świetna!) i dwa nowe wzory od Petite Knit i voucher na zakupy w moim ukochanym, wrocławskim sklepie Między drutami.

Lista potencjalnych projektów rosła, a wraz z nią moje niezdecydowanie. Przez ten czas zaczęłam z nudów uczyć się robić na szydełku i w końcu załapałam podstawy, a nawet zrobiłam parę podstawowych “granny squers”. Są urocze, ich robienie wciąga. Ale jednak, szydełko to nie druty.

W końcu postanowiłam zrobić balaclavę, czyli taki kaptur z wzoru, który kupiłam parę miesięcy temu od Handmade State of Mind. Po wełnę wybrałam się do stacjonarnego sklepu w centrum Dublina. Sama wycieczka była super, bo sklep This is knit jest w przepięknym miejscu i ma wspaniałe sąsiedztwo (restauracja, kawiarnia oraz sklepy z ceramiką, kwiatami itp.). Obsługa w sklepie - przemiła i przepomocna. Zdecydowałam się na wełnę od Concept by Katia (marka, którą poleciła mi jedna z Słuchaczek) w stonowanym kolorze (bo kaptur miał mi pasować „do wszystkiego”). Wzór okazał się wymagający, ale dużo się z niego nauczyłam. Ma sporo detali dzięki czemu kaptur z bliska wygląda pięknie. Chyba nawet piękniej niż na mojej głowie, bo ja jednak mam poczucie, że wyglądam w nim trochę jak babuszka, a trochę jak nurek. Ale może muszę się przyzwyczaić i do jesieni się w nim polubię.

Zdecydowanie planuję zrobić jeszcze jeden, bardziej kolorowy i może jeszcze jeden dla mojej córki. Mój mąż też by taki chciał.

Także jedno jest pewne - ten wzór ma moc! Polecam!

A na maj wykupiłam już sobie dostęp do warsztatów u Handmade State of Mind i będę robić kardigan z ażurami. Czy podołam? Nie wiem. Ale mam nadzieję, że się sporo nauczę. Już nie mogę się doczekać!

TYM MIĘKKIM AKCENTEM KOŃCZĘ PODSUMOWANIE  KWIETNIA.

Jak zawsze kończę je dość standardowym, ale bardzo szczerym pytaniem. Jak Ty skorzystałaś z tego minionego czasu?

Dobrego maja nam życzę!

Nie wiem jak Ty, ale mam wrażenie, że maj to taki samograj. Będzie słonecznie, wakacje na horyzoncie. Czuję, że nawet w Irlandii temperatury wzrosną do kilkunastu stopni na plusie. 😉

Dublin morze

Zostaw Komentarz